środa, 27 kwietnia 2016

Kolokwiowy rollercoaster

Zabierałam się za tą notkę już pięć tysięcy razy. Albo miałam kolokwium, albo wracałam do życia po kolokwium, albo Przyjaciele gdzieś mnie wyciągali i tak jakoś wyszło, że tutaj nie zaglądałam. Dziękuję wytrwałym czytelnikom, że dajecie znać że czekacie! Buziaki dla Was!

 Życie na studiach jest jak sinusoida- najpierw jest super, a potem z tego pytają i jest mniej super. Oczywiście idea, że wykładowcy do nas mówią, a my się ładnie uśmiechamy nie sprawi, że będziemy od razu to umieć i wyegzekwowanie wiedzy jest ważnym elementem studiów jakby nie patrzeć. Między kolokwiami łapałam oddech leżąc do góry nogami i znowu kolokwia.



Zostałam zbombadowana wszystkimi możliwymi przedmiotami i oczywiście wszystkie te przedmioty są potrzebne przyszłemu lekarzowi i zależy mi, aby jak najdokładniej wtłoczyć wszystko w moje komórki. Najważniejsza jest systematyczna praca, ale nawet ucząc się systematycznie zawsze wpadam w przerażenie tydzień przed kolokwium. Szczególnie, że mam głupią tendencję doczytywania kiedy dany temat mnie interesuje. A mam dziwne wrażenie, że tutaj interesuje mnie wszystko  (no może prawie wszystko). Moją podróż przez kolokwia, gdybym była kotem widziałabym pewnie tak:


Po drodze było też kilka super super zajęć. Między innymi te z behawiorystką. I to nie z byle jaką, nie jakąś złapaną z ulicy, ale... Autorką książki Radość na czterech łapach. Kto nie czytał to polecam :) Książka jest kapitalna, a sama autorka- mogę tylko skomentować - wow wow wow. Kopalnia wiedzy, niesamowita obsewatorka i zakochana w zoopsychologii, a do tego zupełnie normalny człowiek. Zawsze mam ogromny szacunek do ludzi, którzy są bardzo skromni i normalni przy tym jak wielkimi osobami są naprawdę. Jak część z Was wie behawiorystka to taka moja pasja po godzinach więc spotkanie kogoś takiego na żywo jest niesamowitym doświadczeniem i czekam na kolejne, niestety już ostatnie spotkanie :( 

Po drodze jak zawsze bardzo cieszyłam się na mikrobiologię. Raz wykrywaliśmy mastitis. Każda grupa dostała próbkę mleka i krok po kroku, od obserwacji pod mikroskopem, przez założenie hodowli aż do zrobienia testu na katalazę z już wyhodowanej próbki otrzymałyśmy wynik-gronkowiec złocisty! Pracowaliśmy w 3-4 osoby więc każdy miał szanse coś zrobić. Oczywiście cały tydzień żyłam tym, że ja i gronkowiec byliśmy tak niesamowicie blisko! Na kolejnych ćwiczeniach badaliśmy oporność bakterii na antybiotyki. W parach robiliśmy testy dyfuzyjno-krążkowe, które są bardzo prostą metodą sprawdzania oporności, robiliśmy testy co najbardziej niszczy bakterie (mydło vs środek dezynfekujący). Jak zawsze czas na mikrobiologii minął zbyt szybko! 

I może jeszcze trzy słowa o fizjologii. Tydzień temu mieliśmy kapitalne ćwiczenia ze zmysłów. Dostaliśmy 10 próbek i trzeba było rozpoznać co to za zapach. Miałam dość średni wynik 6/10,a  co ciekawe największy kłopot miałam z zapachem amoniaku. Kompletnie nie umiałam połączyć go w głowie z czymkolwiek. A dzisiaj dowiedziałam się, że lemury hibernują! Ciężko nazwać to snem zimowym ale jednak :)

Poza tym dzisiaj obchodzimy Światowy Dzień Lekarza Weterynarii. Wszystkim praktykujący i tym uniwersyteckim lekarzom samych sukcesów zawodowych. A studentom i przyszłym studentom wytrwałości i oby ta ścieżka zawodowa okazała się najlepszym wyborem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz