czwartek, 24 marca 2016

Coś się kończy coś zaczyna - ubojnia, hodowla Salmonelli i wreszcie wolne!

Ostatnio miałam perypetii co nie miara. Zepsuł mi się telefon więc w biegu kupowałam nowy - mam nadzieję, że jakość aparatu będzie lepsza i fotorelacje bogatsze. Do tego trochę `szczekam` (kaszle) więc ostatnich kilka dni na studiach biegałam radośnie rozsiewając zarazki, ale o zarazkach będzie za chwilę. Zacznę po kolei czyli od piątku. Na dobrostanie znowu zafundowali nam bardzo edukacyjną i kształcącą wycieczkę do ubojni kurczaków. Niestety lekarz weterynarii codziennie w swojej pracy zmierza się z narodzinami i śmiercią. Te dwa elementy ciągle kształtują naszą ścieżkę w chęci ochrony życia jakiekolwiek by ono było - czasami zwierząt czasami człowieka. Przede wszystkim chciałabym podziękować oprowadzającemu nas panu L. za pełen profesjonalizm, który wcale nie wykluczał ludzkich uczuć oraz wymagał ,co bardzo mi się podobało, podkreślania wielokrotnie poszanowania życia istot, które tutaj trafiają. Cieszę się, że ludzie ciągle pozostają ludźmi i mimo ogromnej masówki liczy się, żeby ubój był w pełni humanitarny. Ubojnia, która mieliśmy możliwość odwiedzić jest bardzo profesjonalnym miejscem. Tuszki stąd wysyłane są na cały świat - nawet na Wyspy Kanaryjskie.Pracuje tam 12 lekarzy weterynarii, których pensja jest naprawdę powalająca. Ich rola jest bardzo ważna, ponieważ odkrywają kluczową rolę w dobrostanie zwierząt jednocześnie chroniąc ludzkie zdrowie. To bardzo odpowiedzialna praca wymagająca ogromnego skupienia oraz wiedzy. W takim miejscu nie ma mowy o pomyłce więc cała obsługa to prawdziwi profesjonaliści. Taka praca to prawdziwa misja, w dodatku bardzo trudna misja.  Dyrektor to cudowny człowiek, który dba aby wszystko było doskonałe, a kierownictwo zna się na pracy. Personel najwyższa klasa. Cieszę się, że uczelnia ma kontakt z tak dobrymi miejscami,a  te są otwarte na kształcenie młodszych. Opowiedziano nam dokładnie o prawach dotyczących dobrostanu zwierząt, które tam są rygorystycznie przestrzegane.
W poniedziałek była immunologia, ale tym razem bez fajerwerków. Zimno jak zawsze więc opuściłam wykład. Oczywiście mam wyrzuty sumienia, ale w nocy miałam gorączkę i dusiła się więc to było bez sensu. Wtorek za to był cudowny. Etyka jak etyka, było o świętych. Ogromny podziw wzbudza we mnie szacunek Ojca do nas. Było trochę o św. Franciszku i św. Rochu. Wiecie, że św. Roch jest patronem polskich lekarzy weterynarii? Kiedy był wygnany z miasta jedzenie donosił mu mały piesek. I pewnego dnia za pieskiem przyszedł jego właściciel, który pomógł Rochowi. Piesek, nazywany Roszkiem, nie opuścił go już nigdy. Później szybciutko na angielskim robiliśmy wywiad z pacjentem i pisanie case raport (czyli opisu przypadku). Epidemiologia jak epidemiologia. Największą atrakcją jest prowadzący, który jest szałowy w pozytywnym sensie. Ostatnio zamiast notować zaczęłam skupiać się na tym co mówi i notować temat zajęć. Ma ogromną wiedzę i próbuje nam za wszelką cenę pokazać jak istotną rzeczą w pracy lekarza weterynarii jest znajomość chorób zakaźnych oraz jak reagować w przypadku wybuchu epidemii. Później ćwiczenia z mikrobiologii - cudowne! Założyłam hodowle Salmonelli! Później robiliśmy jeszcze jako jedyny kierunek test API - nawet studenci medycyny nie są tak lubiani przez CMUJ jak my.

 Dalej czytaliśmy testy API i robiliśmy kilka innych doświadczeń z pałeczkami gram ujemnymi. Prowadzący był świetny! Czy wszyscy mikrobiologowie (obu płci) są tak zakochani w swojej działce i tak fantastycznymi ludźmi? To niesamowite! Środa była już wolna więc pobiegłam oddać książki do biblioteki jagiellońskiej i szybciutko na autobus :) Teraz siedzę sobie już spokojnie szczęśliwa w domku cudownie pachnąc jeszcze troszkę końmi, bo miałam cudowną możliwość posiedzieć w stajni i pojeździć. Konie są cudowne, szczególnie te w ośrodku Eden w Myczkowcach :) No i instruktorka miód malina - lepszej i bardziej wsłuchanej w konie przy tym równej babki nie znajdziecie ^^ Pojeździłam na moim ukochanym Rusłanie i trochę poczyściłam dziadeczka Oskana :) W czasach gdy starość mniej mu dokuczała był moim ukochanym szport kucem ujeżdżeniowym. A na zdjęciu moja kara miłość z którą Was zostawiam na najbliższy czas :)


PS Czekam na opinię i pozdrawiam!

2 komentarze:

  1. Zaglądam tu co jakiś czas i nadal brak wpisów :<
    Czekam niecierpliwie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam trochę bardziej intensywny okres na studiach i w życiu prywatnym więc proszę o cierpliwość :) Jak mam same kolokwia to nie mam o czym pisać :D Pozdrawiam!

      Usuń