Dzisiaj nie mam wyjątkowo zajęć więc może poużalam się nad sesją. Kiedy zbliżała się matura wydawało mi się, że jest to kosmiczne nieporozumienie, strach, panika ogrom materiałów, które muszę przyswoić. Część moich znajomych, którzy już studiowali podśmiewali się z mojej reakcji. Zupełnie nie rozumiałam dlaczego. Wydawało mi się, że może sesja jest straszna, ale na pewno moje zmagania z maturą i chęć osiągnięcia wysokiego wyniku jest dużo gorszym wysiłkiem. Nawet myślałam, że są zwyczajnie głupi,a ich kierunki zupełnie nie wymagające. Oczywiście są kierunki łatwiejsze niż kierunki lekarskie, bo dla zapominalskich sama studiuję medycynę weterynaryjną i po niej będę mieć tytuł lekarza weterynarii, a potem w czasie wojny wpychać żołnierzom flaki do brzucha. Pewnie część z Was nie wie, ale lekarze weterynarii w czasie wojny dostają tytuł zwykłego lekarza i biegają za mundurowymi ratując ich zgrabne, wyćwiczone w bojach tyłeczki zszywając je z radością. Co lepsze studentki, bo panowie to oczywista sprawa, pod koniec studiów dostają wezwanie na komisję wojskową i mogą dumnie chwalić się książeczką wojskową. Oczywiście sama się śmieje, że pewnie dostane kategorie mięsa armatniego i trafię do desantu. Skoro jestem już pośrubowana i trochę ślepa to raczej nadaję się tylko do sekcji bombardowania ludzkim ciałem. Dla zaspokojenia ciekawości dodam, że nie tylko studentki weterynarii dostają wezwanie, ale także psychologii, farmacji i co oczywiste kierunku lekarskiego.
Ale wracając do kierunków i sesji. Sama wcześniej marzyłam o pracy naukowej, Noblu, zagranicznych sympozjach i artykułach w Nature, dlatego za nim trafiłam tutaj studiowałam biologię. Sesja również była tam czasem ciemnego mroku. Całkiem niedawno rozmawiałam z koleżanką z biologii, która podobnie jak ja wybrała się jednak na medycynę weterynaryjną. Narzekając na sesję stwierdziła, że mimo wszystko tutaj to nie to samo co na biologii. Oczywiście na biologii w czasie sesji też bombardowałam swój organizm kofeiną i wcale nie uważam, że tam to był wyjątkowo przyjemny czas. Chociaż na weterynarii jest gorzej, ale przynajmniej nie ma czasu na nudę. Pogrom sesji polega na tym, że uczymy się w semestrze przede wszystkim na kolokwia i wejściówki na ćwiczenia, a równolegle biegną sobie wykłady, na które chodzi się częściowo bardziej lub mniej. Egzaminy są jednak nie z materiału ćwiczeniowego, a z wykładowego. Nagle student odkrywa, że to nie to samo.
Co gorsza między sesją, a semestrem nie ma przerwy. Styczeń jest bardzo gorącym czasem kolokwiów, a potem nagle zaliczenia i egzaminy. Sesja na weterynarii rzadko zamyka się w ramach podanych przez Rektora i takim sposobem pierwsze zaliczenia i egzaminy miałam już na początku stycznia pomiędzy kolokwiami. Największym bólem było, gdy dzień przed egzaminem praktycznym z anatomii normalnie mieliśmy jeszcze zajęcia i wykład z żywienia zwierząt. Jak nie trudno się domyślić frekwencja znacznie na wykładzie spadła mimo, że był całkiem fajnie prowadzony.
Przed i w trakcie sesji chyba najwięcej zarabiają punkty ksero, bo właśnie tam większość studentów zostawia swoje stypendium drukując i kserując wszystko co się da. I takim sposobem kupka materiałów do nauki przeistacza się w Burdż Chalifa (najwyższy wieżowiec świata z Dubaju) . Prawie jak kolonia e.coli, w której z 32 bakterii w ciagu 8h robi się milion. I tak notatki, książki, kserówki otaczają biednego studenta z każdej strony,a podróż po mieszkaniu wygląda jak tor przeszkód.
Zastanawiacie się pewnie jak wyglądały ostatnie 2 miesiące życia na moim kierunku. Podzielę się więc kalendarium, które wisiało na ścianie naszej grupy facebookowej strasząc co wieczór.
- 05.01. kolokwium (ćwiczenia + wszystkie wykłady) - chów i hodowla zwierząt
- 08.01. kolokwium III - fizjologia zwierząt
- 12.01. kolokwium III - żywienie zwierząt i paszoznawstwo
- 14.01. zaliczenie III - anatomia zwierząt
- 15.01. kolokwia poprawkowe, I termin - fizjologia zwierząt
- 18.01. zaliczenie - technologia w produkcji zwierzęcej
- 21.01. zaliczenie IV - anatomia zwierząt
- 22.01. kolokwia poprawkowe, II termin - fizjologia zwierząt
- 22.01. kolokwium - ekonomika weterynaryjna
- 22.01. egzamin z wykładów - ekonomika weterynaryjna
- 23.01. wyjazd terenowy -żywienie zwierząt i paszoznawstwo
- 26.01. zaliczenie (tylko z wykładów) - chów i hodowla zwierząt
- 26.01. kolokwium IV - żywienie zwierząt i paszoznawstwo
- 27.01. egzamin praktyczny - anatomia zwierząt
- 29.01. egzamin, I termin - biochemia
- 03.02. egzamin teoretyczny - anatomia zwierząt
- 08.02. egzamin, II termin - biochemia
- 10.02. egzamin pisemny i ustny + pasze - żywienie zwierząt i paszoznawstwo (godz. 9:00)
- 12.02. egzamin, I termin dla osób z wymiany z Belgią - fizjologia zwierząt
- 15.02. egzamin, I termin + II termin dla osób z wymiany z Belgią - fizjologia zwierząt
- 19.02. egzamin, II termin - fizjologia zwierząt
- 22.02. egzamin, II termin - anatomia zwierząt
- 23.02. egzamin, III termin - biochemia
- 26.02. egzamin, III termin - anatomia zwięrząt
Trochę tego było. Który egzamin uważam za najprzyjemniejszy? Zdecydowanie technologia w produkcji zwierzęcej. Test był prosty abcd jednokrotnego wyboru, pytań nie było za dużo i wszystkim poszło bardzo dobrze. Najcięższym egzaminem dla mnie była biochemia. Nie przepadałam za uczeniem się jej chociaż miałam do niej chyba najwięcej wszelakich notatek. Biochemia trwała 2 semestry (letni i zimowy), a przez przerwę wakacyjną sporo wyleciało mi z głowy więc musiałam nauczyć się wszystkiego trochę od nowa. Egzamin był obszerny - 80 pytań abcde. W przeciwieństwie do technologii w produkcji zwierzęcej pytania i odpowiedzi były trochę podchwytliwie. Na drugim miejscu anatomia. Egzamin praktyczny nie był zły: dostałam do rozpoznania kość śródręcza krowy, splot barkowy z omówieniem oraz śledzionę świni. Egzamin teoretyczny był trudniejszy. Składał się z 13 pytań jak dobrze pamiętam i bardzo dużo dotyczyło układu nerwowego oraz endokrynnego. Należy dodać, że anatomia prawidłowa trwała 3 semestry więc materiału był ogrom.
Na trzecim miejscu postawiłabym żywienie zwierząt - egzamin składał się z 3 części. Pierwsza polegała na losowaniu 5 pasz i omówienie składu jednej z nich. Tutaj miałam niewiarygodne szczęście bo trafiłam na sól w kamieniu, słonecznik czarny, soję, wysłodki buraczane i pięknie zrobioną śrutę grochową. Kolejnym etapem zdecydowanie najtrudniejszym było ułożenie dawki dla wylosowanego zwierzęcia. Było 8 zestawów dotyczących drobiu, koni, krów oraz świń. Bardzo chciałam wylosować krowę ponieważ do niej znałam numery tabelek na pamięć mimo, że proces układania dawki był najbardziej złożony. I na całe szczęście wylosowałam krowę mleczną! Później był egzamin teoretyczny z wykładów. Dużo pytań o szczegóły, ale też rzeczy bardzo podstawowe więc znając proste rzeczy i kilka trudniejszych można było zdać. Sesja dobiegła końca mimo, że nie zaliczyłam wszystkiego na 5tki. Jednak nic nie daje satysfakcji jak pokonanie apokaliptycznej sesji i czekanie z wielką radością na kolejną. Oczywiście to żart, jedyną rzeczą która teraz przynosi radość to zdecydowanie sen.