Ale wracając do kierunków i sesji. Sama wcześniej marzyłam o pracy naukowej, Noblu, zagranicznych sympozjach i artykułach w Nature, dlatego za nim trafiłam tutaj studiowałam biologię. Sesja również była tam czasem ciemnego mroku. Całkiem niedawno rozmawiałam z koleżanką z biologii, która podobnie jak ja wybrała się jednak na medycynę weterynaryjną. Narzekając na sesję stwierdziła, że mimo wszystko tutaj to nie to samo co na biologii. Oczywiście na biologii w czasie sesji też bombardowałam swój organizm kofeiną i wcale nie uważam, że tam to był wyjątkowo przyjemny czas. Chociaż na weterynarii jest gorzej, ale przynajmniej nie ma czasu na nudę. Pogrom sesji polega na tym, że uczymy się w semestrze przede wszystkim na kolokwia i wejściówki na ćwiczenia, a równolegle biegną sobie wykłady, na które chodzi się częściowo bardziej lub mniej. Egzaminy są jednak nie z materiału ćwiczeniowego, a z wykładowego. Nagle student odkrywa, że to nie to samo.
Co gorsza między sesją, a semestrem nie ma przerwy. Styczeń jest bardzo gorącym czasem kolokwiów, a potem nagle zaliczenia i egzaminy. Sesja na weterynarii rzadko zamyka się w ramach podanych przez Rektora i takim sposobem pierwsze zaliczenia i egzaminy miałam już na początku stycznia pomiędzy kolokwiami. Największym bólem było, gdy dzień przed egzaminem praktycznym z anatomii normalnie mieliśmy jeszcze zajęcia i wykład z żywienia zwierząt. Jak nie trudno się domyślić frekwencja znacznie na wykładzie spadła mimo, że był całkiem fajnie prowadzony.
Przed i w trakcie sesji chyba najwięcej zarabiają punkty ksero, bo właśnie tam większość studentów zostawia swoje stypendium drukując i kserując wszystko co się da. I takim sposobem kupka materiałów do nauki przeistacza się w Burdż Chalifa (najwyższy wieżowiec świata z Dubaju) . Prawie jak kolonia e.coli, w której z 32 bakterii w ciagu 8h robi się milion. I tak notatki, książki, kserówki otaczają biednego studenta z każdej strony,a podróż po mieszkaniu wygląda jak tor przeszkód.
Zastanawiacie się pewnie jak wyglądały ostatnie 2 miesiące życia na moim kierunku. Podzielę się więc kalendarium, które wisiało na ścianie naszej grupy facebookowej strasząc co wieczór.
- 05.01. kolokwium (ćwiczenia + wszystkie wykłady) - chów i hodowla zwierząt
- 08.01. kolokwium III - fizjologia zwierząt
- 12.01. kolokwium III - żywienie zwierząt i paszoznawstwo
- 14.01. zaliczenie III - anatomia zwierząt
- 15.01. kolokwia poprawkowe, I termin - fizjologia zwierząt
- 18.01. zaliczenie - technologia w produkcji zwierzęcej
- 21.01. zaliczenie IV - anatomia zwierząt
- 22.01. kolokwia poprawkowe, II termin - fizjologia zwierząt
- 22.01. kolokwium - ekonomika weterynaryjna
- 22.01. egzamin z wykładów - ekonomika weterynaryjna
- 23.01. wyjazd terenowy -żywienie zwierząt i paszoznawstwo
- 26.01. zaliczenie (tylko z wykładów) - chów i hodowla zwierząt
- 26.01. kolokwium IV - żywienie zwierząt i paszoznawstwo
- 27.01. egzamin praktyczny - anatomia zwierząt
- 29.01. egzamin, I termin - biochemia
- 03.02. egzamin teoretyczny - anatomia zwierząt
- 08.02. egzamin, II termin - biochemia
- 10.02. egzamin pisemny i ustny + pasze - żywienie zwierząt i paszoznawstwo (godz. 9:00)
- 12.02. egzamin, I termin dla osób z wymiany z Belgią - fizjologia zwierząt
- 15.02. egzamin, I termin + II termin dla osób z wymiany z Belgią - fizjologia zwierząt
- 19.02. egzamin, II termin - fizjologia zwierząt
- 22.02. egzamin, II termin - anatomia zwierząt
- 23.02. egzamin, III termin - biochemia
- 26.02. egzamin, III termin - anatomia zwięrząt
Na trzecim miejscu postawiłabym żywienie zwierząt - egzamin składał się z 3 części. Pierwsza polegała na losowaniu 5 pasz i omówienie składu jednej z nich. Tutaj miałam niewiarygodne szczęście bo trafiłam na sól w kamieniu, słonecznik czarny, soję, wysłodki buraczane i pięknie zrobioną śrutę grochową. Kolejnym etapem zdecydowanie najtrudniejszym było ułożenie dawki dla wylosowanego zwierzęcia. Było 8 zestawów dotyczących drobiu, koni, krów oraz świń. Bardzo chciałam wylosować krowę ponieważ do niej znałam numery tabelek na pamięć mimo, że proces układania dawki był najbardziej złożony. I na całe szczęście wylosowałam krowę mleczną! Później był egzamin teoretyczny z wykładów. Dużo pytań o szczegóły, ale też rzeczy bardzo podstawowe więc znając proste rzeczy i kilka trudniejszych można było zdać. Sesja dobiegła końca mimo, że nie zaliczyłam wszystkiego na 5tki. Jednak nic nie daje satysfakcji jak pokonanie apokaliptycznej sesji i czekanie z wielką radością na kolejną. Oczywiście to żart, jedyną rzeczą która teraz przynosi radość to zdecydowanie sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz