Mój ulubieniec :)
Później dostałam plastikowe koniki. To dopiero był szał! Mój własny Czarny Książę - kary plastik z westowych siodłem pokonujący przeszkody budowane z klocków i uwierzcie, nie były to realistyczne wielkości. Była jeszcze siwa Werwa i 2 źrebaki. Później jeszcze kilka innych, ale najbardziej kochałam tego karusa. Rusłan, koń ze stajni w której jeżdżę, jest bardzo do niego podobny.
Rusłan
Czasy plastikowych piesków i budowania baz przeminęły bardzo szybko, ale to co najważniejsze pozostało - pasja i miłość. Nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt i cieszę się, że realizuje marzenia z dzieciństwa.
Dzisiaj wstałam o 3 rano, bo o 4.15 miałam już autobus do Krakowa. Właściwie większość drogi drzemałam. Później angielski i słówka z układu wydalniczego.
Nereczki
Później pojechałyśmy na konie. Idąc przez pola do stadniny strasznie się zabłociłam. Było bardzo fajnie. Poskakaliśmy troszkę. Bury chodził bardzo fajnie, on jest jak fotel! Chodzący fotel z kierownicą hm. Lubię takie duże konie, trochę przypomina Gniadego - moją najciekawszą przygodę życiową.
Gniady czołg
Dzisiaj zasypuję Was zdjęciami, bo tak naprawdę nie mam siły się już uczyć więc oglądałam wirutalne albumy i tak wyszło :) Jutro zaliczenie z historii weterynarii hm.. A za tydzień będę już po egzaminie z chemii i pierwszym dniu obozu jeździeckiego. Niech czas szybko płynie!
Pozdrawiam Anię z psychologii w Katowicach :) Miło mi, że tak dużo różnych osób czyta mojego bloga i dzieli się ze mną lub znajomymi swoimi spostrzeżeniami. Udostępniajcie, czytajcie i bawcie się dobrze :) Wracam do notatek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz