czwartek, 24 marca 2016

Coś się kończy coś zaczyna - ubojnia, hodowla Salmonelli i wreszcie wolne!

Ostatnio miałam perypetii co nie miara. Zepsuł mi się telefon więc w biegu kupowałam nowy - mam nadzieję, że jakość aparatu będzie lepsza i fotorelacje bogatsze. Do tego trochę `szczekam` (kaszle) więc ostatnich kilka dni na studiach biegałam radośnie rozsiewając zarazki, ale o zarazkach będzie za chwilę. Zacznę po kolei czyli od piątku. Na dobrostanie znowu zafundowali nam bardzo edukacyjną i kształcącą wycieczkę do ubojni kurczaków. Niestety lekarz weterynarii codziennie w swojej pracy zmierza się z narodzinami i śmiercią. Te dwa elementy ciągle kształtują naszą ścieżkę w chęci ochrony życia jakiekolwiek by ono było - czasami zwierząt czasami człowieka. Przede wszystkim chciałabym podziękować oprowadzającemu nas panu L. za pełen profesjonalizm, który wcale nie wykluczał ludzkich uczuć oraz wymagał ,co bardzo mi się podobało, podkreślania wielokrotnie poszanowania życia istot, które tutaj trafiają. Cieszę się, że ludzie ciągle pozostają ludźmi i mimo ogromnej masówki liczy się, żeby ubój był w pełni humanitarny. Ubojnia, która mieliśmy możliwość odwiedzić jest bardzo profesjonalnym miejscem. Tuszki stąd wysyłane są na cały świat - nawet na Wyspy Kanaryjskie.Pracuje tam 12 lekarzy weterynarii, których pensja jest naprawdę powalająca. Ich rola jest bardzo ważna, ponieważ odkrywają kluczową rolę w dobrostanie zwierząt jednocześnie chroniąc ludzkie zdrowie. To bardzo odpowiedzialna praca wymagająca ogromnego skupienia oraz wiedzy. W takim miejscu nie ma mowy o pomyłce więc cała obsługa to prawdziwi profesjonaliści. Taka praca to prawdziwa misja, w dodatku bardzo trudna misja.  Dyrektor to cudowny człowiek, który dba aby wszystko było doskonałe, a kierownictwo zna się na pracy. Personel najwyższa klasa. Cieszę się, że uczelnia ma kontakt z tak dobrymi miejscami,a  te są otwarte na kształcenie młodszych. Opowiedziano nam dokładnie o prawach dotyczących dobrostanu zwierząt, które tam są rygorystycznie przestrzegane.
W poniedziałek była immunologia, ale tym razem bez fajerwerków. Zimno jak zawsze więc opuściłam wykład. Oczywiście mam wyrzuty sumienia, ale w nocy miałam gorączkę i dusiła się więc to było bez sensu. Wtorek za to był cudowny. Etyka jak etyka, było o świętych. Ogromny podziw wzbudza we mnie szacunek Ojca do nas. Było trochę o św. Franciszku i św. Rochu. Wiecie, że św. Roch jest patronem polskich lekarzy weterynarii? Kiedy był wygnany z miasta jedzenie donosił mu mały piesek. I pewnego dnia za pieskiem przyszedł jego właściciel, który pomógł Rochowi. Piesek, nazywany Roszkiem, nie opuścił go już nigdy. Później szybciutko na angielskim robiliśmy wywiad z pacjentem i pisanie case raport (czyli opisu przypadku). Epidemiologia jak epidemiologia. Największą atrakcją jest prowadzący, który jest szałowy w pozytywnym sensie. Ostatnio zamiast notować zaczęłam skupiać się na tym co mówi i notować temat zajęć. Ma ogromną wiedzę i próbuje nam za wszelką cenę pokazać jak istotną rzeczą w pracy lekarza weterynarii jest znajomość chorób zakaźnych oraz jak reagować w przypadku wybuchu epidemii. Później ćwiczenia z mikrobiologii - cudowne! Założyłam hodowle Salmonelli! Później robiliśmy jeszcze jako jedyny kierunek test API - nawet studenci medycyny nie są tak lubiani przez CMUJ jak my.

 Dalej czytaliśmy testy API i robiliśmy kilka innych doświadczeń z pałeczkami gram ujemnymi. Prowadzący był świetny! Czy wszyscy mikrobiologowie (obu płci) są tak zakochani w swojej działce i tak fantastycznymi ludźmi? To niesamowite! Środa była już wolna więc pobiegłam oddać książki do biblioteki jagiellońskiej i szybciutko na autobus :) Teraz siedzę sobie już spokojnie szczęśliwa w domku cudownie pachnąc jeszcze troszkę końmi, bo miałam cudowną możliwość posiedzieć w stajni i pojeździć. Konie są cudowne, szczególnie te w ośrodku Eden w Myczkowcach :) No i instruktorka miód malina - lepszej i bardziej wsłuchanej w konie przy tym równej babki nie znajdziecie ^^ Pojeździłam na moim ukochanym Rusłanie i trochę poczyściłam dziadeczka Oskana :) W czasach gdy starość mniej mu dokuczała był moim ukochanym szport kucem ujeżdżeniowym. A na zdjęciu moja kara miłość z którą Was zostawiam na najbliższy czas :)


PS Czekam na opinię i pozdrawiam!

czwartek, 17 marca 2016

Poszukiwanie zapalenia myszy i nerwu podoczodołowego konia czyli zajęcia praktyczne

Ostatnie dni na studiach były bardzo aktywne i zimne dlatego też nic nie pisałam. Szczególnie, bo zimne oczywiście, bo po powrocie z uczelni chowałam się pod kołdrę. Weterynaria w pigułce nie pojawiła się przez problemy z internetem. Zbuntował się i koniec, a ten w telefonie... Nie umiem pisać notek na telefonie niestety. Właściwie najciekawsze były dwa dni: poniedziałek i dzisiaj. Ale od początku. W weekend robiłam notatki i uczyłam się. Brak internetu oczywiście bardzo temu sprzyjał. W poniedziałek tydzień zaczął się zajęciami na Ruczaju. Jak zawsze zimno do bólu. Ubrałam już bluze, sweter i kurtkę, a dalej telepałam się z zimna. Współczuję Profesorowi, bo jak zawsze był bardzo elegancki i podziwiam, że nie zamarzł. Wykład był ciekawy - odporność wrodzona. Ten sam temat poruszyliśmy na ćwiczeniach, gdzie dodatkowo wykonywaliśmy oznaczenia NO i szukaliśmy, która z dwóch myszek ma toczący się w organizmie stan zapalny.

Najpierw zrobiliśmy próbę. Wypełniliśmy pola od A1 do A11 NaNO3 rozcieńczając go PBS, a A12 był tylko PBS. Następnie dodając do niego odczynnik Griess A i B obserwowaliśmy zmianę barwy. Tam gdzie stężenie było największe pojawił się piękny odcień fioletowo- różowy, który stopniowo zmieniał się w delikatny róż aż do koloru bezbarwnego. Następnie zw polu B1 i B2 znalazła się próbka od myszy pierwszej a w B3i B4 od drugiej. Zdecydowanie mysz numer 2 miała toczące się zapalenie. Wszystko to robiliśmy w parach więc każdy miał szanse poćwiczyć pipetowanie, bo tutaj precyzja jest bardzo ważna. 


Wtorek minął szybko. Nie do końca dobrze się czułam więc opuściłam wykład z etyki. Na angielskim kontynuowaliśmy temat słownictwa związanego z badaniem zwierząt oraz na co trzeba zwrócić uwagę przy PE.Później epidemiologia i dobry żarcik prowadzącego `ile wam jeszcze zostało? 4 lata`. Hahaha :) Tak jeszcze trochę. Później seminarium z mikrobiologii. Tutaj uczyliśmy się jak pobierać próbki moczu, kału, wymazu z ran, oczu, ucha. Bardzo ciekawe i pożyteczne zajęcia. Środa to fizjologia. Ostatnio trochę się zaniedbują, bo mało ćwiczeń praktycznych :( Ale i tak lubię fizjologię! Na wykładzie układ oddechowy, a na ćwiczeniach mięśnie. Za to dzisiaj był super, super , super dzień! Wykład z mikrobiologii był jak zawsze fantastyczny. Pani Doktor jest tak zajawiona na mikrobiologię, że mogłabym codziennie słuchać jej wykładów przed snem jak najciekawszą bajkę wszechświata. Chociaż najfajniejsza rzecz była dopiero o 13.30 - zajęcia w stacji doświadczalnej z anatomii topograficznej.


 Dotarliśmy do Przegorzał sporo przed czasem i dzięki temu mogłam wygłaskać konie i psy więc mogę Was zarzucić zdjęciami koników polskich oraz beagle. Jak ktoś kocha zwierzęta to takie bycie przed czasem to czysta przyjemność. Mogę powiedzieć, że bardzo zaimponowała mi Pani Profesor ponieważ gdy tylko przyjechała przywitała się w pierwszej kolejności z... beaglami i końmi! Szacunek do pacjentów najważniejszy. Zostaliśmy podzieleni na 3 grupy. Na szczęście przypadł mi mój Pan Doktor od stołu, jak czasami go nazywamy Nasz Mistrz i dzisiaj Julia stwierdziła, że to nasz Sensei :) To jest urok studiów w małych grupach - wszyscy wszystkich znają i lubią. Pan Doktor bardzo dokładnie pokazał nam wszystko co omawialiśmy na ćwiczeniach na żywej, a właściwie bardzo żywej i ruchliwej klaczce. Sami szukaliśmy pulsu, nerwu podoczodołowego i bródkowego. Oglądaliśmy disteme oraz osłuchiwaliśmy serducho. Wszystko pod czujnym okiem, które w razie problemów naprowadzało nas na właściwie miejsce. Indywidualne podejście i nacisk na praktykę na maksa! Do tego Pan Doktor pokazał nam oglądanie trzeciej powieki co było naprawdę niesamowite. Całe ćwiczenia było kapitalne. Super przeżycie. Jutro znowu nas `gdzieś ciągną` . Tym razem znowu wyjazd z dobrostanu. Uwielbiam ten przedmiot za to! Ale o tym jutro a teraz zostawiam Was z cudownymi zwierzakami ze stacji.








piątek, 11 marca 2016

Konikowo-krowio- jednorożcowy szał

Ostatnio dopadło mnie jakieś przeziębienie, więc o ostatnich kilku dniach opowiem dopiero dzisiaj. W środę miałam ambitny plan aby wcześniej wstać i zrobić porządniejsze notatki z topograficznej. Nie wiem, ale jak zawsze wyłączyłam sprytnie budzik i sama na szczęście obudziłam się dopiero po 9. Wykład był na 10 więc spokojnie zdążyłam. Cały wykład oraz ćwiczenia z fizjologii były poświęcone pracy serca. Czytaliśmy różne EKG. Czas minął dość szybko i po południu spotkałam się z Justynką. Atmosfera dalej urodzinowa więc wybrałyśmy się do mojej ukochanej Botanicki na bajgla. Rozpakowałam pięknie zapakowaną paczuszkę a tam... Krowia poducha! Jeszcze raz za nią dziękuję - jest idealna.

W czwartek anatomia topograficzna także zleciała szybko. Omawialiśmy okolice klatki piersiowej. Ale za tydzień wyjazd terenowy i zajęcia na żywych zwierzętach więc cudownie! Ostatnio rozpieszczają nas tymi zajęciami z żywymi zwierzętami. Pomiędzy ćwiczeniami z topograficznej, a wykładem był wykład z mikrobiologii. Omawialiśmy wybrane bakterie gram ujemne. Uwielbiam wykłady z mikrobiologii! Są jak niesamowita bajka, chociaż zakażenia bakteryjne wcale nie są bajkowe. Udało mi się też po południu zrobić notatki z topograficznej i narysować piękną krowę.


Dzisiaj mieliśmy dobrostan. Fantastyczne zajęcia o termografii. Obserwowaliśmy swoje ciało pod aparatem. Ćwiczenia były prowadzone przez rehabilitantkę koni oraz doktora, który wprowadził nas w podstawy termografii w bardzo wesoły sposób. Później była część praktyczna z Profesorem i przemiłą klaczą konika polskiego (oczywiście pan Profesor też był bardzo miły). Podnoszenie końskich nóg nie było dla mnie w sumie atrakcją, ale dla osób które nie mają styczności z końmi na pewno było to świetne doświadczenie. Ale i dla mnie znalazło się coś ekstra! Dla chętnych było wyciąganie języka i oglądanie jamy ustnej. Nigdy tego nie robiłam i trochę się wahałam, ale przecież do odważnych świat należy. Wsunęłam dłoń po bezzębnej części, złapałam język, przesunęłam na bok i udało się! Palce całe!
Niestety zrobiłam tylko jedno brzydkie zdjęcie dlatego wrzucę jeszcze dla zaspokojenia mojej potrzeby estetyki konika z internetu.

Później chciałam uczyć się immunologii, ale poszłam do Tk Maxxa. ten sklep powinien być dla mnie zamknięty. Ale kupiłam cudowny bidonik na wodę, yerbę i sok z jednorożcem i ptaszyskiem oraz uroczym napisem `always be yourself`.



wtorek, 8 marca 2016

Staphylococcus i inne ciekawości tego świata

Dziękuję Wam za 10 000 wyświetleń. Liczba kosmos jak dla mnie, ale cieszę się bardzo. Mam nadzieję, że dalej będziecie tak chętnie czytać moje wypocinki.
Wczorajszy dzień minął mi pod znakiem przeciwciał. Pomyliłam sobie godziny wykładu. Ostatnio umawialiśmy się z profesorem na 8,15 , a ja jak ostatni dureń przylazłam na 8. Niby tylko kwadrans, ale dla ludzi tak niewyspanych to prawie jak 3 dni snu. Wykład prowadziła przemiła Pani Doktor - zajmuje się na co dzień immunologią ewolucyjną więc kolejny człowiek z pasją, który wie o czym mówi. Wykład minął mi bardzo szybko, aż za szybko! Dlaczego te fajne wykłady lecą pstryk a nudne ciągną się jakby trwały miesiąc? W przerwie między zajęciami wróciłam do siebie, bo chciałam pouczyć się mikrobiologi w końcu dzisiaj była wyjściówka z ćwiczeń. Na ćwiczeniach robiliśmy hemaglutynację. Krew była mysia 1 mysz była kontrolna, druga została raz nastrzyknięta RBC a trzecia dwukrotnie dostała dawkę RBC. Efekt na płytce był średni, chyba trochę nam nie wyszło.

Dzisiejszy dzień za to to komo kombajnów. Zajęcia na 8 rano - wszyscy wiedzą, przeżywam, umieram, wstaje, umieram, zmartwychwstaje, marze o łóżku. Tak w dużym skrócie. Wykład z etyki był o etyce. Chociaż czułam się na nim tak:


Później szybciutko przebiegliśmy na świętego Marka na angielski, no dobra pojechaliśmy ^^ Przerobiliśmy słówka związane z PE. Później epidemiologia. Ohh! Najważniejsze, że przetrwałam . Strasznie dużo pisania.  Gdy mamy tyle przepisać w ogóle nie słucham co mówią do mnie prowadzący. Dalej była mikrobiologia. Ćwiczenia był kapitalne. Oglądaliśmy różne hodowle. Widziałam gronkowca!
staphylococcus aureus

 Robiliśmy swoją hodowlę bakterii z wymazu ucha. Potem barwiliśmy wybrane przez siebie bakterie metodą Grama - mi się trafiły pałeczki gram ujemne. Później robiliśmy podzieleni na grupy barwienie tuszem chińskim. błękitem metylenowym i zielenią malachitową. Na końcu wyjściówka czyli 5 w miarę prostych pytań.  Zajęcia były fantastyczne jedyny minus to świadomość bakterii jakie widziałam. Myłam ręce już chyba 5 razy.

Na koniec chciałabym pozdrowić moją Anie <3 Miłego wieczoru Daliochu <3

niedziela, 6 marca 2016

Weterynaria w pigułce - jak dostać się na weterynarie i nie zwariować?

Wiele osób zastawia się jak dostać się na medycynę weterynaryjną, a przy okazji nie zwariować. Niestety znam kilku  osób, które faktycznie postradały zmysły próbując dostać się na studia medyczne. Więc jak to zrobić? Moje pierwsze podejście do matury skończyło się przedmiotami podstawowymi na ponad 90% ale jak dla mnie średnim wynikiem matury. Wtedy nie do końca myślałam o weterynarii więc zdecydowałam się poprawiać maturę z biologii i z chemii, bo o ironio chciałam być zwykłym smutnym lekarzem. Jakie popełniłam błędy ucząc się pierwszy raz, a które wyłapałam za drugim razem?


1. Zapomnij słowo `podręcznik`

Niestety, ale uczenie się do matury z podręcznika do fikcja. Oczywiście trzeba przerobić cały materiał najlepiej rok przed podejściem do matury. Najważniejsze są zadania. Klucz matur jest dość sztywny więc nie ma co liczyć na cuda, a nauczyć się po prostu w niego celować. Dlatego ważne jest rozwiązywanie zadań, zadań i zadań. Przerób wszystkie matury i znajdź dobre zbiory zadań. (za tydzień opowiem o tych z których sama się uczyłam)

2. Systematyczność

Nie odkładaj nauki na później. 6 dni w tygodniu wykonujesz swoją pracę - przygotowanie do matury. Stwórz kalendarz, który usprawni Ci naukę. Rób zadania działami przez kilka miesięcy, a potem mieszaj je w postaci gotowych matur. Mi pomógł w tym kurs Medicus, gdzie czułam się bardziej zmuszana do regularnego powtarzania materiałów niż na korepetycjach, na które chodziłam w liceum. Plusem kursu był właśnie harmonogram i to, że prowadzący przypominali nam dany temat + rozwiązywaliśmy jakieś zadania, co było dobrym fundamentem do robienia ich później samemu z różnych książek w domu, a dzień wcześniej szybkiego powtórzenia materiału żeby nie być zielonym jak ufoludek.

3. Co za dużo to nie zdrowo

Wyznacz sobie ilość zadań na dzień, ale bez przesady. Ma to być minimum, które zawsze będziesz miał czas zrobić. Ja założyłam 20 zadań z biologii i tyle samo z chemii. Chociaż przy dobrych wiatrach zrobiłam kiedyś cały zbiór zadań z biologii, ale to inna bajka. Trzymaj się tego i wykraczaj tylko wtedy gdy będziesz mieć siły i czas. Gdy od razu założyć 120 zadań dziennie poddasz się po 4 dniach zmęczony i poirytowany.


4. Rusz się!

Siedzenie przy książkach męczy Twój mózg, a Twoje ciało aż kipi. Dużo lepiej się uczy przy codziennej regularnej dawce ruchu. Nie każe nikomu spędzać 6h na siłowni i być super wysportowany. Pół godzinnny spacer z psem, 45 minut joggingu albo 4 minutowa tabata - cokolwiek byle się ruszać. Ćwicząc Twój organizm lepiej funkcjonuje więc łatwiej Ci się skupić na nauce.

5. Sen

Będąc w liceum nie szanowałam tej obecnie mojej ulubionej rozrywki. Tylko wyspany mózg może dobrze przyswajać wiedzę. W czasie snu Twoja wiedza ma szansę się ułożyć, ciało wypocząć i nabrać nowych sił. Czasami można zarwać noc, ale bez przesady. Zdrowy sen to naprawdę recepta na zdaną dobrze maturę.


6. Jeden dzień wolny

Wybierz jeden dzień w tygodniu, w którym nie będziesz się uczyć. Ja wybrałam jeden dzień z weekendu i do tej pory staram się w ten dzień nie uczyć. Ma to być dzień dla Ciebie - ulubiony serial, basen, spacer do lasu, odwiedziny u Babci - cokolwiek co Cię zrelaksuje na maksa. Pracując cały czas szybko się irytujemy, dlatego jeden dzień może jednak zbawić.

7. Jedzenie

Wbrew pozorom ma znaczenie co jemy. Gdy Twoje menu będzie zbyt pełne ciężkich dań, Twoje ciało będzie skupiało się bardziej na trawieniu niż nauce. Jedz orzechy, bo poprawiają pracę mózgu. Pamiętaj o niezbędnych witaminach i minerałach, które są w jedzeniu. Jedz regularnie i często. To sprawi, że Twój mózg nie będzie się martwił jedzeniem, a skupi się na przygotowaniach do egzaminu dojrzałości.



piątek, 4 marca 2016

Dlaczego szympansy kiwają się do słońca, a cavaliery drapią uszy?

Dzisiejszy dzień był jednych z moich ulubionych, bo na zajęciach nie zwłoki, a żywe zwierzęta. Zaczęłam wykładem z etologii, dobrostanu i ochrony zwierząt. Spóźniłam się chwilę przez przeklęte światła na Placu Inwalidów. Czy ktoś w ogóle je ustawiał używając mózgu? Czekałam 4 minuty, a w tym czasie przejechały 3 autobusy na 4 które jadą pod moją uczelnie. Wykład minął szybko, bo Profesor skrócił ze względu na wyjazd do stacji na ćwiczenia. Oczywiście źle nam przekazali i na ćwiczeniach wylądowaliśmy prawie wszyscy. Na szczęście nie ma nas za dużo na roku przez co studia są bardzo indywidualne i kameralne. Stacja jest piękna, bo położona za miastem. Marta jechała autem i zabrała mnie razem z Julią i Natalia. Dzięki temu byłyśmy szybciej i miałyśmy okazję pomiziać kucyka, który ponoć gryzie. Było krótkie wprowadzenie do ćwiczeń i kilka niezwykłych historii z zachowań zwierzą. Oto dwie, które najbardziej mi się spodobały. Podczas jednego z doświadczeń użyto cylindra z wodą w które pływał przysmak sroki. Nie mogła się do niego dostać, ale użyła kamyczków leżących w koło cylindra. Po wrzuceniu ich do wody, jej poziom się podniósł i tadam - przysmaczek na wyciągnięcie dzióbka. Również ciekawe są szympansy, które podczas zachodu słońca siadają i kiwają się - niektórzy naukowcy zastanawiają się czy może być to pierwotny kult słońca? Dalej przeszliśmy do części praktycznej gdzie oglądaliśmy obory i ocenialiśmy je pod względem dobrostanu zwierząt. Pierwsze były zwierzątka futerkowe: króliki i nutrie, dalej konie i na końcu ptaszyska - gęsi i kaczki.







Wrócę jeszcze do czwartku. Notki nie było, bo źle się czułam przez przeziębienie. Ale zajęcia były bardzo ciekawe. Na ćwiczeniach z anatomii topograficznej omawialiśmy głowę i szyję konia oraz krowy. Bardzo mi się podobało, bo dzięki temu nauczyłam się dostępu do nerwów co jest niezbędne w znieczulaniu. Na stole mieliśmy głowę konia oraz czaszkę dla ułatwienia.



 Później pobiegliśmy na wykład z mikrobiologii, na którym omówiliśmy choroby powodowane bakteriami gram ujemnymi - Salmonellą i E.coli. Wykłady są kapitalnie prowadzone i 1,5h leci jak kwadrans. Później znowu biegiem przez drogę i wykład z topograficznej. Tutaj również szyja i głowa, ale mniejszych pacjentów. Omawialiśmy typy głów psów i problemy psów brachycefalicznych ras. Szczególnie ciekawy był przykład Cavalier king charles spaniela, u którego dochodzi do specyficznej mutacji,która objawia się wpuklenie rdzenia do otworu wielkiego. Pies z takim problemem drapie się często przy uszach mimo, że nie ma tam infekcji, a zmiany widać dopiero na tomografie.


A jutro kolejna część weterynarii w pigułce :)






środa, 2 marca 2016

Fizjologia i wielkie końskie serce

Środa jest w tym semestrze zdecydowanie moim ulubionym dniem. Zaczynam o 10, a kończę o 13. Żyć nie umierać i w dodatku się wysypiać! Wykład z fizjologii był jak zawsze szybkim tempem przepisywania slajdów. Dużo informacji a czasu zdecydowanie za mało. Najbardziej jednak lubię gdy Pani Profesor opowiada nam coś ze swojego życia naukowego albo ciekawostki. Właściwie dlatego chodzę na te wykłady. Dzisiejszy wykład dotyczył układu krążenia. Poza suchymi faktami Pani Profesor opowiadała nam o badaniach na szczurach, z którymi wcześniej trzeba się zaprzyjaźnić bo uderzenia na minutę ze 100 wzrastają gdy nie są do nas przyzwyczajone do 250 bpm.  Było również o wywoływanie ataku serca u ludzi, którym każe się się liczyć od 1000 do 0, ale odejmując 7 lub ściskając metalowe kulki. Nie mam pojęcia jak to działa, ale nie było to coś co mnie najbardziej powaliło z nóg. Najbardziej interesującą dla mnie ciekawostką było o sercach koni. Normalne waży w granicach 3 kg natomiast serce najszybszego konia świata czyli Secretariat ważyło 10kg! Najprawdopodobniej nastąpiło to na skutek mutacji genu w chromosomie X, którego efektem było zwiększenie masy ciała, a co za tym idzie też serca. Były wspomniane też inne konie wyścigowe, których serce ważyło ok. 6kg np Elipse, ale ta kasztanowa petarda jest absolutnym rekordzistą pędząc 69.9km/h.

Secretariat urodził się w 1970 roku. Jego historia zaczęła się od rzutu monetą pomiędzy właścicielem ogiera Bold Ruler (ówczesnego championa torów) a właścicielką dwóch klaczy Somethingroyal and Hasty Matilde. Zwycięzca rzutu miał prawo pierwszeństwa w wyborze źrebięcia. Wygrał właściciel ogiera i wybrał potomka klaczy Matilde – młodszej klaczy. Pani Penny Chenery dostała więc nienarodzone źrebię od Somethingroyal. Okazał się nim kasztanowaty ogierek z trzema skarpetkami i gwiazdką na czole – Sekretariat. Imię nadała mu sekretarka p. Chenery, gdy młodziak miał już ponad rok. Swój debiut na torze rudzielec ukończył jako czwarty, gdy stracił na starcie cenne sekundy przez potknięcie. W kolejnych startach nie dał już plamy – wygrał  5 gonitw z rzędu. Jako 3-latek Big Red jak nazywano też tego konia zdobył Potrójną Koronę. W jednym roku wygrał bowiem 3 bardzo ważne gonitwy: Kentucky Derby, Preakness Stakes i Belmont Stakes. Jego historia była tak niezwykła, że powstał nawet o nim film.

Później miałam ćwiczenia również z fizjologii. Dotyczyły również układu krążenia, a dokładniej ciśnienia, które mierzyliśmy sobie nawzajem. Oczywiście w dobie aparatów elektronicznych miałyśmy niemały problem z użyciem zwykłego aparatu ze stetoskopem. Na szczęście Pani Doktor spokojnie nam wytłumaczyła - szczęście siedzenia w pierwszej ławce oprócz tego, że widzę co jest na prezentacji. Ogólnie bawiłam się jak zawsze doskonale i cieszę się, że mamy takie ćwiczenia w których naprawdę uczymy się i badamy ciekawe rzeczy. Wszystkie wykonywane przez nas doświadczenia znajdują zastosowanie w naszej pracy albo po prostu uczą nas przez obserwacje, co jest bardzo ważne! 

Bawcie się dobrze, ja idę świętować swoje urodziny!



Wielka wędrówka przez krainę kangurów i gronkowca

Pogoda fatalna. Zimno i deszczowo, a my zamiast siedzieć w jednym budynku to szwendaliśmy się jak małe jeże. Zaspałam, całe 5 minut, ale zaspałam przez co na wielkim przyśpieszeniu piłam yerbe, jadłam jogurt, ubierałam się szukając jednocześnie zeszytu. Pewnie gdybym zrobiła krok po kroku poszłoby mi lepiej, ale chaos jaki sobie zrobiłam wcale mi nie pomagał. Zajęcia zaczęłam o 8 rano. Moją opinię o takiej porze znęcania się nade mną znacie więc powtarzać się nie będę. A może jednak powtórzę. Nienawidzę wstawać przed 8 rano z łóżka. No nienawidzę i koniec. Czuję, że to się szybko we mnie nie zmieni i będą musiała z tym żyć aż do emerytury. Pierwszy był wykład z etyki. Miałam spore obiekcje co do faktu, że uczy nas zakonnik. Nie dlatego, że mam coś do kościoła, bo sama skończyłam liceum salezjańskie, ale jednak religia na wyżej uczelni? Na szczęście moją niechęć Ojciec Doktor Ekscelencja szybko rozwiał i okazało się, że etyka to etyka i zero będzie nawracania czy porannych modlitw. Ojciec z dużym dystansem do siebie, stwierdził że możemy do niego mówić doktorze, proszę pana, ojcze, bracie i nawet może być ekscelencja. Powiedział dużo interesujących rzeczy. Wiecie, że pierwszy szpital dla zwierząt powstał w Indiach w 2 w.p.n.e? Niesamowite! Wykład był ogólnie o kulturze człowieka i zwierzętach. Sporo było o powiązaniach ludzi pierwotnych ze zwierzętami. Znali oni jak się okazuje całkiem dobrze ich anatomie i nie zabijali samic aby nie doprowadzić do wyginięcia gatunku. Wspomniał ,co mi się bardzo spodobało, o kangurach. Gdy James Cook przybił na ląd Australii nie bardzo wiedział co to za dziwne stworzenia. Wzięli więc kangura, przyprowadzili Aborygena i zapytali się co to jest. Aborygen powiedział kangaru, więc Cook stwierdził `ok Kangaroo ekstra`. Kangur stał się kangurem, a przy badaniu języka aborygeńskiego okazało się, że kangur to nie kangur tylko zwyczajne `nie rozumiem`, bo przecież Cook zapytał się po angielsku. Kolejną bardzo fajną ciekawostką były tybetańskie tanki przedstawiające rozwój embrionalny. Pochodziły z VII wieku, a oni zobrazowali embriologię z XIX wieku. No jak to możliwe? Wykład zakończył się bardzo miłym akcentem - Ojciec rozdał nam cukierki. Jedynym minusem jest sprawdzana obecność i egzamin ustny, chociaż ma to być zwykła dyskusja i wymiana poglądów na poruszone tematy.

Później pojechaliśmy na angielski, gdzie robiliśmy słówka z leków. W sumie żadna filozofia oprócz tego, że nie mamy ani farmacji ani farmakologii więc `świetnie` wszyscy znali nazwy leków. Ale przynajmniej atmosfera była bardzo miła. Po tych zajęcia znowu przemarsz tym razem wykład z epidemiologii. Najgorsze nie było, do porywających też nie należało. Mam nadzieję, że tylko pierwsze wprowadzenia są takie nudne. Ćwiczenia mieliśmy z świetnym doktorem, który ma kapitalne poczucie humoru i dystans do siebie. I znowu wędrówka- tym razem seminarium z mikrobiologii. Było ciekawie, w sumie dalej podstawy mikrobiologii ale interesujące. Chociaż za tydzień mamy już ćwiczenia i dotarło do mnie, że będę mieć bezpośredni kontakt z morzem bakterii. Trochę mnie to przeraża. 


A  z innych przerażających rzeczy, właśnie zaczęły się moje urodziny. 




wtorek, 1 marca 2016

Immunologia - co nas nie zabije to nas wzmocni czyli zimny Ruczaj

Dzisiejszy dzień zaczął się za wcześnie. Jakoś nie mogłam się dobudzić, ale grzecznie wyruszyłam na oddalany od centrum Kampus UJ. Niestety w poniedziałek rano jest tam zimniej niż zwykle. Słuchając o komórkach układu odpornościowego oraz narządach, które wchodzą w jego skład mój organizm poczuł jak dzielne komórki fagocytujące walczą z `czymś` i pod koniec dnia czułam się naprawdę chora. Nie wiem czy z zimna czy z wiedzy, ale jednak. Wykład był prowadzony bardzo spokojnie. Profesor wiedział o czym mówi i w bardzo spokojny sposób, bez chaosu, tłumaczył nam najbardziej podstawowe rzeczy. Bardzo pozytywnie ujął mnie tym, że nie każe uczyć nam się tabelek z wartościami. Stwierdził, że mamy znać różnice i wiedzieć gdzie sięgnąć, a nie uczyć się na pamięć, bo ta jest zawodna. A pomyłka może kosztować zwierzę życie więc lepiej wiedzieć, że są tabele. Takim ludziom powinno stawiać się pomniki. Wykład oprócz części związanej z komórkami i organami pod koniec nawiązał do tematyki szczepień. Na szczęście w weterynarii nie ma problemu, każdy szczepi psa, kota, konia, królika. Jednak dziwne ruchy anty-szczepionkowe wśród rodziców nie są zbyt bezpieczne. Dzięki temu cudownemu osiągnięciu zlikwidowaliśmy epidemie, które dziesiątkowały Europejczyków. Udało się właściwie całkowicie zlikwidować polio czy ospę prawdziwą. To ogromny sukces.  Od 9.30 miałam sporą przerwę do 13.30 dlatego wybrałam się po wypożyczone książki na UR. Była moja ulubiona Pani w bibliotece, ale ku mojemu niemiłemu zaskoczeniu nie było już darmowych gazet weterynaryjnych do wzięcia. Ostatnio leżała spora kupka VetPersonel i Weterynaria w praktyce. Strasznie ubolewam, że zabrałam tylko po jednej sztuce. Dzisiaj była jedna jedyna gazeta o żywieniu zwierząt i to dość mocno sponsorowana, ale wzięłam i właściwie przeczytałam ją w przerwie między zajęciami. Później były seminaria prowadzone również bardzo profesjonalnie. Tematyka właściwie ta sama. Była opcja oglądania preparatów, ale skoro wiedzieliśmy na histologii chyba nikt nie został oglądać. Notka późno ponieważ miałam przemiłych gości :) Jutro ciężki dzień... Od 8 do 19.15. Nie wiem jak to przeżyję, ale przecież co nas nie zabije to nas wzmocni - tak przynajmniej działa system odpornościowy :)