wtorek, 23 grudnia 2014

Początek ferii świątecznych

Jednak udało mi się bezpiecznie dojechać. Oczywiście był tłok i wrzask, ale w tym roku jakiś taki przygaszony. Kiedy zobaczyłam bus, który podjechał załamałam się - tylko nie ten! Ale znienacka podjechał drugi i szybko się do niego władowałam. Okazało się, kierowca był ode mnie z miejscowości i powiózł mnie na sam parking gdzie czekała mama.
Chyba wszystkie psy i ja kochamy wystawiać łby za okno :D

Lubię wracać do domu ze względu na reakcje najbliższych, szczególnie psiej części rodziny, która nie kryje się z wielką radością :)

Mummys home!

Weekend jednak był mało intensywny i raczej tylko odsypiałam braku snu. Za to dzisiaj miałam taką dawkę emocji i ruchu, że najchętniej położyłabym się już spać.  A tyle chciałabym Wam opowiedzieć!
Z samego rana pojechałam z Aferką do drR. Niestety pojawiły się bóle nowotworowe i dostałyśmy na kilka dni leki przeciwbólowe. Ale tylko na kilka dni. Potem będę musiała zdecydować o jej odejściu. To chyba najbardziej bolesna decyzja przez jaką muszę przebrnąć. Śmierć przyjaciela, który tyle mi dał i tyle nauczył jest czymś niesamowicie traumatycznym. Sama drR stwierdziła, że będę to pamiętać do końca życia, ale w mojej przyszłej pracy będzie wiele takich momentów, że muszę być silna i pamiętać o drugiej stronie medalu - czy warto męczyć psa, którego się kocha tylko dla własnego kaprysu? Na razie jest i może nie powinnam już zadręczać się myślą o jej śmierci. Cudownie jest mieć weterynarza, który pomaga przyszłym przebrnąć przez tak ciężkie sytuacje. W Le. mało nie wyszłam z siebie. Ludzie, którzy tam mieszkają są całkowicie zdegenerowani chyba. To taki nasz Sosnowiec albo Radom. Na parkingu kosmos, ale policja na Posadzie kosi za prędkość zamiast zająć się tymi cymbałami, którzy blokują przejazd. Policja w Le. to już w ogóle kompletnie zabawna sytuacja - dobrali się. Czasami mam ochotę chodzić tam z kałachem albo coś :)
Później na konie. Dzisiaj wzięłam Radżę. Uwielbiam przejścia galop -kłus-galoP-kłus bez strzemion. Ponarzekałam na HZ i od razu mi ulżyło. Ogólnie Radża chodził całkiem fajnie, on w ogóle  jest kochany. To takie łaciate cielątko :)

Radża i ja z kiedyś tam jakieś tam zwroty :)


Później kąpanie moich psich dzieci. Komedia jak zawsze. Z Aferą nie jest źle, bo kocha się kąpać. Za to na widok suszarki weszła pod łóżko i nie bardzo chciała współpracować. Dobrze, że była tam moja walizka więc i tak była zmuszona na suszenie. Później wsadziła głowę pod moją pachę licząc, że w ten sposób suszarka zniknie. Później mycie Czarującego, ale to już wyższa szkoła. Ogólnie Rudy stwierdził, że będzie się kąpał wychodząc jednocześnie z wanny. Na szczęście jest małym psem i szorowanie go poszło szybko podobnie suszenie. Najgorsze było sprzątanie łazienki po świątecznej kąpieli. Teraz siedzę z psami. Po lewej leży Aferka po prawej Czarujący. Przedtem spali na moich nogach. Życzę każdemu z Was tak wielkiej miłości, jak ich miłość. Miłości równie niezawodnej co wiernej. Afera właśnie kładzie pysk ma klawiaturze, chyba mam iść spać :) 
Czaruś, Aferka, ja i kawałek Amora

A tak całkiem na dobranoc słucham piosenek z moich ulubionych bajek w moich ukochanym języku. Wiecie jakimi? Możecie się zdziwić : ) Zgadnijcie w jakim! Słowa w nim brzmią jak prawdziwe zaklęcia A tutaj jedna z moich ogólnie ukochanych piosenek:


Het licht dat ik nu zie :)

piątek, 19 grudnia 2014

Senny czwartek

Jestem zmęczona. Wczoraj, właściwie dzisiaj, za długo posiedziałam nad biologią komórki.To nie był dobry pomysł. Potem nie mogłam zasnąć, bo myślałam o prezentacji z biologii, o antocyjanach i pawiach. Zdecydowanie dzisiejszy dzień byłby lepszy gdybym porządnie się wyspała. Biologia komórki minęła mi o tak o, dobrze że minęła. Później długa przerwa i zupa krem warzywny- znowu taka sobie. Dzisiejszy dzień miał w sobie mnóstwo  `takich sobie` momentów, wszystko przez podkrążone oczy i moje rozdrażnienie. Później biologia, było mi smutno, że jednak nie ta doktor co myślałam, prowadziła zajęcia. Ucieszyłam się, że podobnie jak na BK również tam na samym początku mogłam powiedzieć prezentację i mieć z głowy. Temat z biologii dość mi odpowiadał ( Antocyjany w żywności funkcjonalnej w profilaktyce chorób układu krążenia) więc w sumie starałam się jakoś w miarę wesoło to wszystko przekazać. Ucieszyło mnie, że na moje żarty dotyczące antocyjanów reagowała i grupa i kobitka. Ogromnie miłym zaskoczeniem były brawa po tym jak skończyłam. To miłe kiedy inni doceniają to, że się starasz, bardzo miłe. Później embriologia z prof. B. Uwielbiam z nim wykłady. Wyglądają jak z amerykańskiego filmu, a na zajęciach czuję się jak w jakiejś magicznej, bajkowej krainie. Dzisiaj właściwie doszłam do wniosku, że chciałabym mieć takiego dziadka. Kapitalny człowiek z wielkim sercem do nauki i studentów. Podziwiam go, jak z wielką pasją potrafi tłumaczyć najtrudniejsze rzeczy przekazując je tak łatwo i zrozumiale jakby był to opis dodawania. Szkoda, że nie wszyscy wykładowcy mają taki dar pasji oraz przekazywania wiedzy.
Po zajęciach powędrowałyśmy z Angeliką i Natalią na obiad do Tesco. Obżarłyśmy się wręcz nieprzyzwoicie. Kupiłyśmy mopa, wiadro, nową zmiotkę, płyn do podłóg - czyli pełny zestaw studenta w czasie sesji, która zbliża się wielkimi krokami. Udało mi się kupić nową szklankę do kolekcji. Kupuję takie co roku. Mam już z misiem polarnym, pingwinkiem, a teraz jeszcze z reniferem. Niestety mają tendencję do tłuczenia się zbyt szybko. Jakie zwierzątko z tych zimowych lubicie najbardziej? Ja zdecydowanie polarne niedźwiedzie. Są takie piękne i majestatyczne! Żałuję,że są to jednak niebezpieczne drapieżniki, a nie pieszczochy jak kanapowe koty. Dlatego możecie się spodziewać ich dużą ilość na tym blogu :)
Jak je nie kochać?

Po przyjechaniu do akademika zaczęłam wielkie pakowanie! Nie znoszę tego. W ogóle podróże zarówno z Krakowa do domu jak i z domu do Krakowa są niesamowicie męczące i ich nie lubię. Do tego zawsze się stresuję drogą, a w święta szczególnie więc jutro czeka mnie po anatomii mały Armagedon. Milion krzyczących i pchających się ludzi, korki i ogólny chaos. Magia świąt w całej okazałości. Moja Mama wysłała mi właśnie smsa`śpij spokojnie, jutro będziesz już w domku`. Na szczęście za 24h będę już po transportowych przygodach spokojnie leżała w swoim prywatnym łóżku. A wiecie jak się skutecznie pakować? :D
Krok 1
Krok 2
Krok 3
Krok 4 
 Krok 5
 Krok 6
Krok 7

Czyli złota zasada - jak się popieści to wszystko się zmieści :D

A wiecie w co grają studenci weterynarii w przerwie świątecznej? 
Gra na święta

środa, 17 grudnia 2014

Leniwcowa środa

Blog ma tydzień, a już 812 wyświetlenia wow. Nie spodziewałam się takiej aktywności, ale dziękuję wszystkim czytelnikom :) Bardzo miłe zaskoczenie, które naprawdę motywuje!

Dzisiaj się wyspałam, co zdarza się dość rzadko. Właściwie położyłam się spać o 1 z minutami i wstałam o 9 :) Środy są całkiem fajne pod tym względem. Lekko się ślimacząc wpakowałam fartuch i inne rupiecie do torebki i spokojnie podreptałam na konsultacje z anatomii. Zdecydowałam, że jednak odpuszczę zerówkę. Nie mam jakoś siły ani motywacji. Ten tydzień w ogóle jest jakiś skisły, a ja myślami jestem już w domu. Ciągle myślę o mojej Aferce, która niestety ma dość zaawansowany nowotwór. Chciałabym z nią spędzić chociaż te święta. Jest cudownym wyżłem, o którym mogłabym opowiadać Wam cały dzień i na pewno zrobię to w święta. Dla studenta weterynarii choroba jego najdroższego pupila to bardzo ciężkie doświadczenie. Chociaż jak dowiedziałam się od zaprzyjaźnionej lekarki weterynarii również dla dyplomowanego lekarza jest to bardzo trudne. Mogę to porównać do bezradności ludzkiego lekarza, gdy okazuje się, że ktoś z członków rodziny jest śmiertelnie chory.
Moje psie dziecko Afera :)


Na konsultacjach spędziłyśmy z Julią i Natalią 2h. Było dość zabawnie :) Cieszę się, że mam tak fajną grupę i nawzajem sobie pomagamy, również na konsultacjach. Jest to taki kierunek, na którym bardzo bałam się niezdrowej rywalizacji, bo takie bajki słyszałam, ale jednak wszystko zależy od ludzi i od ich nastawienia więc pozdrawiam całą moją 3 grupę :) Fajnie, że wszyscy powtarzają na głos i dzielą się wiedzą przy czym w razie pytań kto wie stara się pomóc. Jest to naprawdę fantastyczne i sprawia,że studiowanie jest jeszcze przyjemniejsze.

W poszukiwaniu mięśnia obłego mniejszego.

Dzień był dość senny więc naprawdę leniwie poszłyśmy na wykłady z chemii. Dla mnie ta sala jest przedziwna, a architekt chyba płakał jak projektował. Widzieliście kiedyś budynek, żeby miał okna dosłownie kilka cm od innego budynku? Dla mnie to absolutnie bez sensu przez co czasami czuję się tam jak w pułapce.

Okna w ścianie tylko na CMUJ.

Byłyśmy pierwsze więc mogłam rozłożyć się ze swoją mini apteką. Zawzięcie przeciwdziałam objawom chorobowym licząc, że przerwę świąteczną spędzę w siodle, na łyżwach, na spacerach i zdrowa nad książkami. 
Apteka, salon piękności i zagadka z Kubusia przed chemią

Plusem wykładów z chemii jest temperatura! Tam przynajmniej jest ciepło. Na IZ i sali wykładowej weterynarii czasami jest tak zimno, że wypada wybudować sobie igloo albo chodzić z farelką albo z naszym akademickim ogniskiem. Po chemii mogliśmy pooglądać nasze kolokwia z chemii nieorganicznej. Jestem zła na siebie, bo pomyliłam się w 3 miejscach. 1 mogę wybaczyć bo liczenie Kcat nie nauczyłam się za dobrze. Ale za błąd w buforach mam ochotę walić łbem o ścianę. Każde pytanie to cenne 2 punkty. Zbieramy je na ćwiczeniach z wejściówek i sprawozdań, a także właśnie na tym kolokwium. Później sumują się dając premię do egzaminu. Dobre i 10% więcej chociaż w sumie ja dalej nie wiem ile mam punktów z ćwiczeń. Na zaliczenie laborek potrzebuję 15, ale gdyby udało się 16 byłoby już 15% premii. Bardzo fajnie to wymyślili w sumie. Zawsze człowiek czuje się pewniej wiedząc, że ma kilka procent zapasu.
Resztę dnia spędziłam ucząc się na biologię komórki chociaż mam straszną cofkę i najchętniej pakowałabym się już do domu. 
Podsumowując naukę do biologii komórki


wtorek, 16 grudnia 2014

Żabciowy wtorek

Jadąc dzisiaj na zajęcia całą drogę pomstowałam, że kobieta z agronomii miała sprawdzać obecność, ja rano tam jadę i nie sprawdza. I tak marudziłam przez 15 minut. I co? Zrobiła listę! Po czym przeszła moim rzędem, stanęła przy mnie i nagle ` a to moja żabcia, ciebie to pamiętam` potem spojrzała na Julię i `panią też kojarzę`.  Haha! Po czym zrobiłam nam bożonarodzeniowy prezent- na liście narysowała wielki czerwony wykrzyknik i obiecała nam, że obecne 25 osób ma z głowy zaliczenie. Super! Chociaż i tak będę chodzić na agronomię. Jest przezabawnie! Dzisiaj rysowała nam na tablicy buraki i marchewki.Ostatnio złościła się na studentów politechniki, że są wybredni i nic nie warci, bo tylko marudzą co chcą na śniadanie a nie mają pojęcia jak się robi produkty do śniadania. A jej złoty tekst? Owies bez wody jest jak człowiek bez miłości! I oczywiście studenci rolnictwa mają gorzej niż my! Gorzej! Wszyscy mają gorzej! Biolodzy, rolnicy pewnie jeszcze socjologowie i studenci zarządzania państwem. Ale to nic. Będę za nią naprawdę tęsknić. Później ochrona środowiska, Czesia w ogóle jest genialna. Mówi do nas jak do przedszkolaków i wstawia nam śliczne obrazeczki do swoich prezentacji. Lubię ochronę środowiska, przynajmniej nie muszę się wysilać. Przed historią weterynarii zaczęło nam zdrowo odbijać. I tak oto Natalia stwierdziła, że potrafi rysować ptaka z 4 nogami. Widzieliście kiedyś takiego ptaka? Są to specjalne ptaki do chodzenia po górach.
4 nożny ptak górski na którego leci lawina kamieni

Ogólnie dziewczynom puściły wodze fantazji i zaczęły rysować naprawdę dziwne rzeczy. Hot dog Julki też zasługuje na publikację tutaj, bo to dzieło jakich mało we współczesnej sztuce.
Hot dog Julii z ketchupem i prażoną cebulką 

Historia weterynarii z Indianem Jones przeleciała jak zawsze ciekawie. Niedawno była starożytność, a teraz nagle 1 szkoły weterynarii w Polsce i XIX wiek. Szkoda, że takie fajne wykłady się kończą i 20.01 jest już zaliczenie, bardzo szkoda. Później psychologia behawioralna. Zawsze jest bardzo śmiesznie i naprawdę warto chodzić na ten wykład. Dzisiaj omawialiśmy radzenie sobie z trudnymi zachowaniami. Ogólnie jak się dziecko tnie trzeba mu wyraźnie powiedzieć `pociełeś się i dobrze, ale i tak musisz odrobić pracę domową cóż najwyżej cały zeszyt będziesz miał we krwi ` - może to drastyczne, ale strasznie nie rozbawiło. 45 minut zleciało bardzo szybko. Potem obiadek na Czystej i poleciałyśmy wysłać z Natalią pocztówki z postcrossing. Udało mi się dzisiaj zrobić prezentację z biologii - uf! A teraz wracam do biologii komórki, chociaż  mam jakieś lewe nastawienie do tego. Może jednak zjem mandarynkę.

Ale tak na poprawę humoru -koń który kocha skakać :D
Baba z wozu koniom lżej :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

A ty lubisz poniedziałki?

Poniedziałek. Ledwo zwlekłam swojego zwłoki na zajęcia, prawie się na nie spóźniając. I tak jestem niezłą szczęściarą, bo nie chodzę na łacinę - udało się przepisać z liceum. Mówią, że to ostatni rok gdzie może nam się tak poszczęścić, więc tym bardziej jestem szczęśliwa z 5tki bez wysiłku. Dzięki temu mogę dłużej leżakować w łóżku, pod ciepłą kołderką. Poniedziałek zaczynam na uczelni od angielskiego. Poziom jest dość fajny, bo niby C1. Nasza lektorka jest wybitnie zabawa i jak na początku, byłam trochę sceptycznie do niej nastawiona, ale teraz po prostu ją uwielbiam. Nie wprowadza wielkich stresów, stara się aby zajęcia były dla nas ciekawe i zabawne. Dzisiaj mieliśmy test i gramatykę - pierwszy raz od początku roku gramatyka! :) A do testu każdy dostał krówkę - na osłodzenie pisania kolokwium, miło :) Potem oglądaliśmy Bondi Vet, taki mały świąteczny prezent. Kiedy pojawił się doktor Chris babeczka z uśmiechem `no bad!`. Weterynarze są fajni, naprawdę :D

Keep calm and date a veterinarian bo dobry wet nigdy nie jest zły

Bondi Vet
Pooglądaliśmy niestety tylko jeden odcinek 20 minutowy i porozmawialiśmy o przypadkach jakie w nich wystąpiły. Moim zdaniem dużo lepszy sposób na lekcję przedbożonarodzeniową dla przyszłych weterynarzy niż śpiewanie piosenek, który każdy zna a i tak wstydzi się w grupie śpiewać. Chcecie pooglądać również odcinek o żółwiu i kocie oraz wizycie w stajni wyścigowej? :)
Bondi Vet Season 4 Episode 1

Później teoretycznie zajęcia z jeździectwa, ale wykorzystałam swoją jedną nieobecność i wesoło podreptałam kupić nowe rękawiczki jeździeckie. Dzisiaj jakiś dziwny dzień, nie mogę się skupić a chciałam zrobić jeszcze psychologię i część biologii, ale chyba nic z tego dzisiaj mi nie wyjdzie. Jak na razie wcinam mandarynki licząc, że dodadzą mi sił :) Kocham mandarynki!

niedziela, 14 grudnia 2014

Niedzielne zakuwanko

Chwila przerwy od angielskiego, jutro kolokwium więc pełną parą zakuwam słówka. Musiałam zrobić przerwę, bo znowu puściła mi się krew z nosa. Od jakiegoś miesiąca bardzo często mi się to przytrafia-dziwne bo nigdy, naprawdę nigdy nie miałam z tym problemów. Nasza książka jest całkiem ładna, ma dużo dziwnych chorób i sposobów leczenia i co jest świetne - dużo obrazków! Bo mały i duży, a szczególnie student weterynarii kocha obrazki! (pod warunkiem że są lepszej jakości niż w Lutnickim -.-)
Mój podręcznik do angielskiego

W sumie wyszło mi 5 kartek A4 słówek więc zachęcająco. Niby uczę się od piątku, ale czuję dalej że nic nie wiem. Słówka dziwnych chorób zlewają mi się już w głowie. Niedziela to naprawdę straszny dzień po luźnej sobocie. Przez weekend trochę byłam przeziębiona, niestety dalej czuję się średnio i bolą mnie zatoki. Jutro dzień byłby dość męczący, ale zdecydowałam, że nie jadę na konie. Byłam na ognisku i dzięki temu mogę mieć 1 nieobecność,a kiedyś trzeba ten przywilej wykorzystać :)

 takie tam 1/20 słówek, które muszę umieć na jutro :)

A kiedy uczę się angielskiego po głowie chodzi mi to :)

sobota, 13 grudnia 2014

Sobotni kiermasz świąteczny

Sobota to zawsze dla mnie trochę luźniejszy dzień. Oczywiście trochę trzeba się pouczyć, ale dość spokojnie. Jest to czas, który staram się spędzić z Przyjaciółmi, rozmawiając z Rodziną albo zwyczajnie odpocząć robiąc to co lubię. Dzisiaj udało mi się spotkać z Kasią. Jest to cudowna osoba, która od zawsze wspierała mnie w dążeniu do marzeń, niezależnie od tego jak mądre czy głupie były te marzenia.Miło spędzone popołudnie na Kazimierzu, zagubienie się i moje zbulwersowanie na Starowiślnej i czekolada w Pijalni. Kraków oszalał jeżeli chodzi o Boże Narodzenie. Ludzie są wszędzie, krzyczą, piszczą i kompletnie nie udziela mi się atmosfera świąt w takim hałasie więc czasami musiałyśmy się wręcz przekrzykiwać. Coś czuję, że zapach Bożego Narodzenia poczuję dopiero w domu. Myśląc o Bożym Narodzeniu zatęskniłam za moją kochaną Babcią i trochę porozmawiałyśmy, jak zwykle temat zszedł na psy - dosłownie! Musiałam się z nią podzielić bulwersującą mnie sytuacją jaką jest oddawanie do adopcji psów ras trudnych takich jak kaukazy, owczarki środkowoazjatyckie, pit bulle, dogi itp. Psy, które są kapitalnymi towarzyszami pod warunkiem odpowiedniego treningu i wychowania. Sama marze o psach tych ras dokładnie w kolejności od tyłu. Kaukaz moim zdaniem jest najtrudniejszym psem, dlatego zostawię go dla siebie jako wisienkę na torcie mojej kynologicznej przygody. Zaczynam się zastanawiać, czy skoro taka osoba oddaje psa może oddać i dziecko? Bo co to za różnica - jedno można źle wychować jak i drugie podobnie jedno i drugie to obowiązek na lata! Czy skoro mamy w każdej pozycji o charakterze psa podkreślone, że psiak będzie raczej trudny i wymagał będzie odpowiedniej wiedzy to można się dziwić że właśnie taki jest? To tak jakby się dziwić, że dziecko w pewnym momencie zaczyna mówić albo płacze.
Zanim oddasz psa pomyśl co czułoby oddane dziecko

Zbliża się okres Bożego Narodzenia i świąteczny szał dopadł prawie każdego. Dlatego chciałabym  zaapelować jako miłośniczka zwierząt, studentka weterynarii, zwykła dziewczyna -zwierzę to odpowiedzialność. Kupując psa dziecku musimy się liczyć, że kupujemy go też sobie. Dziecko samo nie zaopiekuje się zwierzęciem. Może obdarzyć go ogromną miłością, może zyskać niesamowitego przyjaciela, który będzie przy nim przy każdym sukcesie i porażce, ale dziecko nigdy nie zaopiekuje się psem jak dorosły człowiek. Czy zostawiłbyś 2 letnie dziecko pod opieką dziecka, które ma dostać psa? Pies to taki 2 letni dzieciak- niby trochę samodzielny, trochę bardziej jednak wymaga pomocy.
Zastanów się, czy przez kolejne 15 lat gotowy jesteś na odpowiedzialność za swojego psa?

 Oczywiście pies może być prezentem, spełnieniem marzeń, ale pod warunkiem gdy rodzice zdają sobie sprawę, że właśnie przygarnęli 4nożnego 2latka. Sama dostałam psa pod choinkę. Wymarzoną i najdroższą Punię - ciekawego i małego mieszańca. Dostałam małą kulką wielkiej miłości. Czasami mam wrażenie, że jej dusza nie mieściła się w tym małym ciałku i huśtała się na ogonie. Dzięki niej nauczyłam się odpowiedzialności, ale pod czujnym okiem moim rodziców. To nigdy nie był na 100% mój pies, ale moja wielka chociaż mała ciałem przyjaciółka. Moi rodzice poświecili dużo czasu, aby ją wychować, nauczyć sztuczek, ale i nauczyć mnie wielu rzeczy. Dzięki ich poświęceniu miałam łagodnego psa, który oddał nam całe serce. Była cudownym przyjacielem, za którego będę dożywotnie wdzięczna moim Rodzicom - nie tylko za małego psa na święta, spełnienie marzeń, ale nauczenie mnie co to jest odpowiedzialność, wychowanie psa oraz poświecenie jakie czasami trzeba płacić posiadając takiego przyjaciela :)
Ja i Punia - nierozłączne :) tą sztuczkę nauczył ją mój Tata o ile dobrze pamiętam :)

Pies nigdy nie jest złym prezentem, ale jest prezentem, który będzie wymagał ciągłego zaangażowania Świętego Mikołaja :)

Pies to nie zabawka. To przyjaciel. To odpowiedzialność.

piątek, 12 grudnia 2014

Ulubiony dzień

Zdecydowane najbardziej lubię piątki i wcale nie dlatego, że to koniec tygodnia, wizja wyspania się, weekend, czasami powrót do domu. Właśnie w piątek mamy najfajniejsze zajęcia - ćwiczenia z anatomii. O 8 zaczynamy wykładem z anatomii, na którym zazwyczaj jesteśmy. Mieszkam w akademiku z Julią i Natalią więc na wszystkie zajęcia chodzimy razem, ba nawet jesteśmy w jednej grupie dlatego łatwo nam się nawzajem mobilizować i czasami demobilizować :) Wczoraj zachrypnięta Julia stwierdziła, że nie idzie. My z Natalią nastawiłyśmy budziki, ale jakoś tak wyszło że je wyłączyłyśmy. Cudownie było się wyspać! Czasami mam wrażenie, że otwierając rano oczy od razu otwiera się jednocześnie Popesko, dlatego trochę pooglądałam kończynę piersiową i poleciałyśmy na ćwiczenia. Wszyscy w ślicznych, białych fartuchach, rękawiczkach i czepkach chirurgicznych więc pełen profesjonalizm. Wyjątkowo bardzo lubię czepek - jest taki kochany i aż prosi się o różowe rękawiczki do kompletu :)
Mój śliczny czepek chirurgiczny

Dzisiaj omawialiśmy dalej kończynę piersiową - naczynia, nerwy i mięśnie przedramienia i trochę nadgarstka. Trochę jeszcze musieliśmy dopreparować więc bawienie się śmierdzącym formaliną mięsem konia i psa. Od razu zaczynam kichać i swędzą mnie oczy, ale jestem zbyt ciekawska żeby patrzeć z boku więc chcąc nie chcąc pcham mój łebek prosto w stronę formalinowego zapachu. Dr W zaproponował nam zerówkę dla chętnych, fajnie byłoby zdać kolokwium z kończyny przed świetami - ciekawe czy się wyrobię? Na razie siedzę z angielskim... Myślałam, że będzie mi gorzej szło uczenie się tych kosmicznych słówek, ale jest całkiem dobrze. Chociaż po głowie ciągle chodzi mi vena cephalica. Zawsze mnie bawi kiedy chodzą mi po głowie dziwne słowa, najśmieszniej kiedy jest to w innym języku. Chyba dopada mnie grypa, nie ma nic gorszego na weterynarii niż choroba! Zawzięcie więc mieszam kolejną saszetkę jakieś antygrypowej substancji. 

 Nerw łokciowy konia i łapki Natalii
Biceps konia z widocznym pasmem włóknistym tworzącym część układu ustaleniowego konia oraz Natalii ręce :)

Nerw łokciowy konia i ponownie łapki Natalii
Rozbabrany splot barkowy u konia, najgrubszy nerw to nerw promieniowy :)

czwartek, 11 grudnia 2014

Ekstremalny czwartek na IZ

W tygodniu chyba najbardziej nie lubię czwartków. Przyrodniczy maraton bywa ciężki do zniesienia. Zajęcia od 8.15-18, a wszystkie z magicznego bloku biologii. Najgorsze jednak jest to, że biologom wydaje się, że ich przedmioty są absolutnie najważniejsze w naszej edukacji. A my uważamy je za konieczność, niestety dość nudną. Pamiętam pierwszy czwartek, był bardzo ciekawy -wykład z biologii, później genetyki, dość ciekawe ćwiczenia z obu przedmiotów i pierwsza sekcja nornicy. Po 6 spotkaniach genetyka została zamieniona na biologię komórki i dodano nam biologię rozwoju. Na początku czwartki nie były takie złe, ale kiedy ćwiczenia z biologii komórki trwają 5h lekcyjnych z jedną przerwą, a później ćwiczenia z biologii 4h lekcyjne idzie zwariować. Szczególnie, że dzień kończę wykładem z biologii rozwoju, który też krótki nie jest - 2.15h czyli 3h lekcyjne.

Dzisiaj ogólnie było dość zabawnie. Na ćwiczeniach z biologii komórki preparowaliśmy świerszcza.
Fajna zabawa, chociaż było strasznie miękki do krojenia. Później utrwalaliśmy go w formalinie, alkoholach, mieszaninie i później żywicy. Wyszedł dość zabawny efekt, bo razem z Julią zatapiałyśmy cewki Malpighiego. Chociaż najwięcej zabawy miałyśmy rozbabrując jego małe ciałko tak, że powstała nam Arielka :)

Arielka z świerszczowego układu pokarmowego

Zatopione w żywicy cewki Malpighiego świerszcza


Skończyliśmy punktualnie i szybciutko na zupkę pomidorową. W IZ jest strasznie zimno więc ciepły posiłek po bitych 4h zegarowych jest niemal zbawieniem. Czy oni nie wiedzą, że zimą w budynkach powinno być cieplej niż na polu? Na ćwiczeniach z biologii na szczęście była moja ulubiona kobieta, bo właściwie mamy z kilkoma osobami (a niektóre koszmarnie nudzą) więc chociaż było dość zabawnie i przyjemnie. Robiliśmy amerykański PhysoEX o nerkach. Później 7 prezentacji zaliczeniowych - w październiku każdy dostał temat i tak co tydzień powinno być 4, ale w tym tygodniu wyszła jakaś kumulacja :) Ja mam swoją za tydzień o antocyjanach w żywności funkcjonalnej wpływającej na układ krążenia. Podobnie zaliczamy ochronę środowiska, ale to na szczęście mam już za sobą. Niestety było dość mało czasu na nie więc nie wszyscy powiedzieli tyle ile chcieli. Swój termin miała dzisiaj też moja współlokatorka Natalia, aby się nie stresowała narysowałam dla Niej potwora z Lochness :)

Potwór z Lochness dla Natalii na pozbycie się stresu

Później kosmicznie długie i męczące wykłady z embriologii- spisanych 12 stron A4. Ale czy weterynarza naprawdę powinna obowiązywać gastrulacja płaza? :)

Konig przyszedł już do domu więc miła lektura na święta już czeka :) Moja Mama śmiała się, że mogę spokojnie takimi książkami zabija. Jutro anatomia - Popesko i Krysiak wzywają :)


Weterynaria - krętą drogą do marzeń z dzieciństwa

Właściwie od dziecka kochałam zwierzęta, czasami zbyt mocno, czasami rezygnowałam z kontaktów z ludźmi na rzecz zwierzaków. Mini ZOO towarzyszyło mi ciągle. Wiecie jakie są moje ulubione wspomnienia z dzieciństwa? Jest ich dużo, ale tak naprawdę wszystkie dotyczyły zwierząt. Byłam rozszczekanym dzieckiem, w końcu zamiast rodzeństwa długo miałam tylko psy, z którymi od małego uczyłam budować się niesamowite relacje. Potem były koty, króliki, chomiki... Aż w końcu konie i wielka miłość do krów. Niestety w pogoni za wielkim światem zgubiłam swoje wielkie i dzikie marzenia z dzieciństwa. W liceum byłam trochę zagubiona między tym co chcę robić, co powinnam robić, a co w sercu pragnę żeby robić. Przez chwile studiowałam coś innego, co miało być typ numerem 1 - okazało się męczącą nudą przybijającą z każdej strony. I pewnego dnia zobaczyłam album z dzieciństwa i już wiedziałam co chciałam od zawsze robić. Rodzina była zaskoczona, właściwie nie do końca wiedzieli na ile mój pomysł jest na serio a na ile na żarty. Kiedy kilka tygodni później wylądowałam na weterynarii znajomi i przyjaciele zareagowali zupełnie inaczej, właściwie wszyscy stwierdzili `no wreszcie!`. Wreszcie  odnalazłam swoją drogę. W tym momencie jestem na 1 roku i chciałabym podzielić się studiowaniem medycyny weterynaryjnej od środka, a w pewien sposób mieć też pamiątkę później, na lata kiedy będę radośnie łapać swoich pacjentów :)



 Czy jestem szczęśliwa? Jak nigdy.