wtorek, 23 grudnia 2014

Początek ferii świątecznych

Jednak udało mi się bezpiecznie dojechać. Oczywiście był tłok i wrzask, ale w tym roku jakiś taki przygaszony. Kiedy zobaczyłam bus, który podjechał załamałam się - tylko nie ten! Ale znienacka podjechał drugi i szybko się do niego władowałam. Okazało się, kierowca był ode mnie z miejscowości i powiózł mnie na sam parking gdzie czekała mama.
Chyba wszystkie psy i ja kochamy wystawiać łby za okno :D

Lubię wracać do domu ze względu na reakcje najbliższych, szczególnie psiej części rodziny, która nie kryje się z wielką radością :)

Mummys home!

Weekend jednak był mało intensywny i raczej tylko odsypiałam braku snu. Za to dzisiaj miałam taką dawkę emocji i ruchu, że najchętniej położyłabym się już spać.  A tyle chciałabym Wam opowiedzieć!
Z samego rana pojechałam z Aferką do drR. Niestety pojawiły się bóle nowotworowe i dostałyśmy na kilka dni leki przeciwbólowe. Ale tylko na kilka dni. Potem będę musiała zdecydować o jej odejściu. To chyba najbardziej bolesna decyzja przez jaką muszę przebrnąć. Śmierć przyjaciela, który tyle mi dał i tyle nauczył jest czymś niesamowicie traumatycznym. Sama drR stwierdziła, że będę to pamiętać do końca życia, ale w mojej przyszłej pracy będzie wiele takich momentów, że muszę być silna i pamiętać o drugiej stronie medalu - czy warto męczyć psa, którego się kocha tylko dla własnego kaprysu? Na razie jest i może nie powinnam już zadręczać się myślą o jej śmierci. Cudownie jest mieć weterynarza, który pomaga przyszłym przebrnąć przez tak ciężkie sytuacje. W Le. mało nie wyszłam z siebie. Ludzie, którzy tam mieszkają są całkowicie zdegenerowani chyba. To taki nasz Sosnowiec albo Radom. Na parkingu kosmos, ale policja na Posadzie kosi za prędkość zamiast zająć się tymi cymbałami, którzy blokują przejazd. Policja w Le. to już w ogóle kompletnie zabawna sytuacja - dobrali się. Czasami mam ochotę chodzić tam z kałachem albo coś :)
Później na konie. Dzisiaj wzięłam Radżę. Uwielbiam przejścia galop -kłus-galoP-kłus bez strzemion. Ponarzekałam na HZ i od razu mi ulżyło. Ogólnie Radża chodził całkiem fajnie, on w ogóle  jest kochany. To takie łaciate cielątko :)

Radża i ja z kiedyś tam jakieś tam zwroty :)


Później kąpanie moich psich dzieci. Komedia jak zawsze. Z Aferą nie jest źle, bo kocha się kąpać. Za to na widok suszarki weszła pod łóżko i nie bardzo chciała współpracować. Dobrze, że była tam moja walizka więc i tak była zmuszona na suszenie. Później wsadziła głowę pod moją pachę licząc, że w ten sposób suszarka zniknie. Później mycie Czarującego, ale to już wyższa szkoła. Ogólnie Rudy stwierdził, że będzie się kąpał wychodząc jednocześnie z wanny. Na szczęście jest małym psem i szorowanie go poszło szybko podobnie suszenie. Najgorsze było sprzątanie łazienki po świątecznej kąpieli. Teraz siedzę z psami. Po lewej leży Aferka po prawej Czarujący. Przedtem spali na moich nogach. Życzę każdemu z Was tak wielkiej miłości, jak ich miłość. Miłości równie niezawodnej co wiernej. Afera właśnie kładzie pysk ma klawiaturze, chyba mam iść spać :) 
Czaruś, Aferka, ja i kawałek Amora

A tak całkiem na dobranoc słucham piosenek z moich ulubionych bajek w moich ukochanym języku. Wiecie jakimi? Możecie się zdziwić : ) Zgadnijcie w jakim! Słowa w nim brzmią jak prawdziwe zaklęcia A tutaj jedna z moich ogólnie ukochanych piosenek:


Het licht dat ik nu zie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz